Określenie first responder wprost można przetłumaczyć jako pierwszy reagujący lub pierwszy odpowiadający na zdarzenie. W nomenklaturze międzynarodowej jest to: członek służb przeszkolony do pierwszego kontaktu w czasie wypadków. System First Responder doskonale sprawdza się w Europie i na świecie – w Izraelu, Wielkiej Brytanii, Irlandii, Niemczech, Austrii, Szwajcarii.

DOROTA PARDECKA

ZOSP RP pracuje nad wdrożeniem w Polsce Europejskiego Systemu First Responderów w oparciu o ratowników OSP. To jeden z najważniejszych elementów Strategii FLORIAN 2050, która jest na ukończeniu i lada chwila będzie konsultowana w ochotniczych strażach pożarnych i strukturach Związku.

Rozmowa z Marcinem Fleischerem
w całości ukazała się w „Strażaku” nr 8/2021

Co zainspirowało Pana do tego, by starać się o wdrożenie w Polsce Systemu First Responder?

Interesuję się tematem od 2009 roku, ale zacząłem o tym mówić w 2015 roku po tym, gdy wziąłem udział w międzynarodowej konferencji, która odbyła się we Wrocławiu pod hasłem „Nowoczesne systemy ratownicze Polska-Izrael 2015”. Jej organizatorem była Fundacja Ratownicza Posejdon z Wrocławia, a uczestniczyli w niej ratownicy medyczni z Magen David Adom, czyli organizacji, która jest odpowiedzialna za system ratownictwa medycznego w Izraelu. Podczas konferencji mówiono bardzo dużo na temat działania Systemu First Responder w Izraelu i to był taki główny impuls do tego, żeby się tym tematem zająć w Polsce. Natomiast od ubiegłego roku, współpracując przy tworzonej przez Związek OSP RP Strategii FLORIAN 2050, staram się pomóc wprowadzić ten system na gruncie ochotniczych straży pożarnych.

Jak system ten działa w Izraelu?

Jeśli przewidywany czas dojazdu ambulansu wynosi powyżej 5 minut, to wolontariusz od razu jest powiadomiony za pośrednictwem specjalnej aplikacji, gdzie znajduje się osoba zagrożona, i w ciągu 2‒3 minut jest przy poszkodowanym. Udziela pierwszej pomocy, bada i informuje centralę, w jakim stanie jest pacjent. Następnie pomaga zespołowi ambulansu przy udzielaniu pomocy takiej osobie.

 

Rozumiem, że najlepiej rozwinięty System First Responderów mają właśnie Izraelczycy?

Myślę że tak, ale do tego dochodzi Wielka Brytania, która również ma dość fajnie rozbudowany taki system, a pierwsi first responderzy działają tam już od 1999 roku. Wtedy też w Wielkiej Brytanii wprowadzono automatyczne defibrylatory. W Polsce pierwsze AED w organizacjach ratowniczych pojawiły się w 2008 roku.

Czy model brytyjski różni się od izraelskiego?

Jest określony wachlarz zdarzeń, do których first responder jest wzywany. Oczywiście są to również wyszkoleni wolontariusze. Wzywa się ich do zatrzymania krążenia, utraty przytomności, bólu w klatce piersiowej, duszności. Każdy wyposażony jest w torbę z podstawowym wyposażeniem do ratownictwa medycznego i defibrylator AED. Powiadamiany jest telefonicznie lub przez aplikację na smartfon. Mają oni określoną minimalną liczbę godzin, żeby pełnić takie dyżury. Zarówno w Izraelu, Wielkiej Brytanii, Irlandii czy w Niemczech są organizacje odpowiedzialne za szkolenie first responderów.

Jak Pana zdaniem mogłoby to wyglądać u nas?

Moim zdaniem są dwie drogi. Pierwsza to powiadomienie najbliższego first respondera przez system na wzór aplikacji RATUNEK, gdzie sama osoba poszkodowana lub świadek zdarzenia wciska w smartfonie ikonkę POMOC i na podstawie współrzędnych GPS powiadomiony jest najbliższy ratownik. Albo dyspozytor medyczny poprzez swój centralny system alarmuje najbliższych first responderów. Moim zdaniem taki system można oprzeć na ochotniczych strażach pożarnych (…), ponieważ 60, nawet do 80 procent zatrzymań krążenia ma miejsce w domach, wśród członków rodziny. Świadek zdarzenia, na przykład członek rodziny, może oprócz wezwania zespołu ratownictwa medycznego, za pomocą aplikacji powiadomić najbliższego ratownika wolontariusza, który przybędzie pierwszy na miejsce i podejmie zabiegi resuscytacyjne, a drugi pobiegnie do remizy lub w ramach dyżuru będzie miał u siebie defibrylator AED, który dostarczy do first respondera ratującego poszkodowanego.

 

Sieć first responderów musi być gęsta, a dyżurujący wolontariusze muszą się wymieniać, więc faktycznie najlepszą bazą tego rozwiązania są ochotnicze straże pożarne. Maksymalnie, jaki teren działania first respondera powinno się brać pod uwagę, by system był jak najbardziej skuteczny?

To zależy od założeń i ustaleń, jakie podejmiemy. Jeśli chodzi o gęstość sieci, to na przykład w Irlandii taki ratownik jest powiadamiany w promieniu 5 kilometrów. Natomiast w najnowszych wytycznych Europejska Rada Resuscytacji zaleca, żeby na kilometr kwadratowy było 10 takich ratowników. Wiadomo, że życie pisze własne scenariusze, niemniej warto podjąć działania, żeby stworzyć taką sieć first responderów i zwiększać jej gęstość. Takim ratownikiem może być strażak ochotnik mający uprawnienia do uczestniczenia w działaniach ratowniczo-gaśniczych, ale można też wdrożyć dodatkowy kurs pierwszej pomocy dla tych strażaków, którzy nie są ratownikami i nie biorą udziału w akcjach, ale też mogą tej pomocy udzielać.

 

Mówimy o udzielaniu pierwszej pomocy czy kwalifikowanej pierwszej pomocy, czyli KPP?

Może zostawmy KPP dla tych strażaków, którzy jeżdżą do akcji. Wystarczy rozbudowany kurs pierwszej pomocy, żeby taki first responder umiał dobrze uciskać klatkę piersiową, udrożnić drogi oddechowe, zatamować krwawienie, rozpoznać zawał czy świeży udar. Przecież to nie są trudne umiejętności, wystarczy tak naprawdę poćwiczyć. A takie szkolenie będzie tańsze niż z kwalifikowanej pierwszej pomocy.

Jeśli poszkodowany znajduje się w odległości, która wymaga użycia pojazdu, to czy samochód lub motocykl powiadomionego first respondera będącego w drodze do miejsca zdarzenia może stać się na ten czas pojazdem uprzywilejowanym? Jak to wygląda w państwach, gdzie działa ten system?

W Wielkiej Brytanii i Irlandii wolontariusz udający się do poszkodowanego swoim prywatnym samochodem ma na pojeździe oznaczenia magnetyczne „first responder” i przy zachowaniu zasad ruchu drogowego udaje się na miejsce zdarzenia. Natomiast w Niemczech mają służbowe samochody, które są pojazdami uprzywilejowanymi i odpowiednio wyposażonymi. W naszym przypadku można wprowadzić system mieszany. W każdej wiosce znajdują się strażacy ochotnicy – first responderzy, a w jednej remizie, w której są ratownicy udzielający kwalifikowanej pierwszej pomocy, byłby taki pojazd uprzywilejowany obsługujący całą gminę. To oczywiście propozycja i temat do dyskusji, ale warto go podjąć, bo to jest kwestia ratowania życia.

Jak widzę, Pan nie ma wątpliwości, że w Polsce konieczne jest wdrożenie Systemu First Responderów?

W Polsce ten system z pewnością się sprawdzi i jest bardzo potrzebny. Przeprowadzając badania, Europejska Rada Resuscytacji stwierdziła, że w Europie tylko 10 procent osób po pozaszpitalnym zatrzymaniu krążenia ma szansę na przeżycie, dlatego dąży do tego, by poprawić ten wskaźnik. Zachęca, żeby wprowadzać w krajach naszego kontynentu Europejski System First Responder.
W Polsce ma on wielkie szanse powodzenia, ponieważ w całym naszym kraju działają ochotnicze straże pożarne oraz inne organizacje ratownicze jak WOPR, GOPR, TOPR, ale i mniejsze lokalne stowarzyszenia. Jest wielu ludzi, którzy są chętni nieść pomoc. Są także funkcjonariusze służb mundurowych, wojsko, więc pewnie w każdej wiosce znajdzie się kilka osób, które chciałyby się przeszkolić i w czasie wolnym od pracy nieść pomoc jako first responderzy. Pamiętajmy, że zespoły ratownictwa medycznego nie są w stanie tak szybko dotrzeć na miejsce zdarzenia. Niestety ich czas dojazdu często przekracza 15 minut. Mają na to wpływ czas reakcji, odległość i stan dróg. Tymczasem szybka reakcja, defibrylacja wykonana w ciągu 5 minut od momentu zatrzymania krążenia zwiększa szanse na przeżycie nawet do 70 procent. Natomiast każda minuta zwłoki w defibrylacji zmniejsza szanse na przeżycie o 10 procent. Musimy pamiętać, że to nie tylko statystyki, za tymi liczbami kryje się śmierć i ludzki dramat.

Trzeba powiedzieć, że po prostu nie stać nas na to, żeby nie wprowadzić tego systemu. Szczególnie, że to jest tani system.

Tak. Umiera coraz więcej ludzi w wieku produkcyjnym, a to są skutki gospodarcze, jak by na to nie patrzeć. System First Responder jest tani, wypróbowany i skuteczny. Należy też pamiętać, że jeśli u osoby z zatrzymaniem krążenia zostanie szybko wdrożona resuscytacja krążeniowo-oddechowa, taka osoba wychodzi ze szpitala w dobrym stanie neurologicznym, co po użyciu defibrylatora bardzo często się zdarza, wówczas skraca się czas leczenia i rehabilitacji. Mniejsze są koszty leczenia, a taka osoba szybciej wraca do pracy, więc zmniejszają się koszty socjalne. To wszystko jest ze sobą powiązane. Myślę, że nasze państwo stać jest na wprowadzenie takiego systemu, tylko dzisiaj bardziej chodzi o wolę polityczną i o świadomość tego, jakie są skutki wprowadzenia Systemu First Responder przede wszystkim dla życia i zdrowia obywateli, ale i dla gospodarki naszego kraju.

Marcin Fleischer jest z zawodu ratownikiem medycznym w Podstacji Pogotowia Ratunkowego w Raszkowie (pow. ostrowski, woj. wielkopolskie), instruktorem w zakresie kwalifikowanej pierwszej pomocy, prezesem, a wcześniej naczelnikiem OSP Wtórek im. Józefa Mikołajczyka (gm. Ostrów Wielkopolski, pow. ostrowski) oraz z ramienia Związku Ochotniczych Straży Pożarnych Rzeczypospolitej Polskiej liderem zespołu wdrożenia funkcji first respondera na gruncie OSP.

Cały artykuł w papierowym wydaniu „Strażaka” nr 8/2021